Zakupy, zwiedzanie i wypoczynek


Zwiedzałam, oglądałam, macałam. Miałam dzień pięknych rzeczy. Popełniłam też jedną zbrodnię.

Umówiłam się ze znajomą fotografką w centrum kultury, dawno tam nie byłam. Jest to jedno z miejsc, które na prawdę uwielbiam. Marmurowe korytarze i nowoczesne wnętrza oraz białe poddasze. Mnóstwo rozmaitych klatek schodowych oraz marmurowe schody wykończone pięknymi poręczami. Chociaż widzieliśmy się już tyle razy to wciąż potrafię się  tam zgubić, zrobić kółko i szukać jakiegoś miejsca. Zawsze coś się tam dzieje, zazwyczaj są to różnego rodzaju wystawy ale dzisiaj moją uwagę przykuło... to.


Komu rajstopki? Dodam tylko, że plecionka ma ok 3 metrów długości i zwisa aż z drugiego piętra. Kiedyś w tamtym miejscu była rozpięta niesamowita abstrakcyjna pajęczyna wykonana z folii spożywczej. Jeśli musiałabym wymienić jedną wadę tego przybytku to jest mała ilość światłe. Niby są okna, niby jest jasno i wszystko widać ale zdjęcia (bez profesjonalnego sprzętu) wychodzą koszmarnie. To po prostu trzeba zwiedzić osobiście. Uwierzcie mi, że samodzielne zwiedzanie wybranych obiektów związanych z kulturą jest czymś zupełnie innym niż wleczenie się za przewodnikiem od muzeum do muzeum i słuchaniu nudnych wywodów i suchych faktów (które zapomina się, jeszcze przed opuszczeniem miejsca tortury;p)

Następnie pojechałam do nowej galerii handlowej kupić nowe buty bo te ukochane już prosiły się o pomstę do nieba. I dzisiaj szlag je jasny trafił, odkleiło się pół podeszwy, a ja człapałam jak kaczka. Teraz już muszę się na coś zdecydować i nie może być to nic z Aliexpress tylko tu i teraz. Podziwiając jasne i ładnie urządzone wnętrze nowego centrum (ja wiem, że wybudowali je już pół roku temu ale jakoś wcześniej nigdy nie było mi tam po drodze..) szukałam stosownych przybytków. Lubię taką spokojną, białą szatę kolorystyczną, nie męczy oczu i nie denerwuje ale z drugiej strony... łatwiej się zapętlić bo nie ma żadnych punktów odniesienia (szalone kolory, dziwaczne siedziska, niesamowite rzeźby czy osobliwe fontanny śmierdzące chlorem - to nie tu). Niby są ale nie rzucają się w oczy (pomijając rzeźbę przed wejściem).
W dwóch dość sporych i bogatych w asortyment sklepach z obuwiem przymierzyłam... zaledwie kilka par butów. Z dostępnością rozmiaru 35 jest już lepiej niż kiedyś ale i tak nie wybrałabym nic bo ogólnie zimowe obuwie mogłam podzielić na 2 kategorie - totalnie płaskie i na wysokim słupku i koturnie do tego (dziękuję, lity już mam). Czasem jakieś krótkie botki bez sznurowadeł  na klocku (ciężkie w wyglądzie i w... masie). Czego szukałam? Czegoś pomiędzy moimi ukochanymi kozakami i sznurowanymi botkami. Obie pary zajechałam do podeszwy (mając w szafie tez inne buty) więc coś w nich musi być. Pożądane sznurowane, na niskim obcasie. Coś w tym guście, najchętniej czarne.
Ostatecznie wygodne nie uwierające w piętę ani w palce, we właściwym rozmiarze) były... tylko te dwie pary, każda w innym sklepie. Co wybrałam?
Czarne:
 Zdjęcie drugich butów zjadł mi iPone (!)

------------------------------------------
 Polecam do czytania :)

------------------------------------------
Najpierw skłaniałam się ku czarnym bo bardziej uniwersalne ale ostatecznie wybrałam te rude bo mam już dość rozwalającego się paskudztwa. W zeszłym tygodniu ładnie rozwarstwiły mi się domowe kapcie po... trzech dniach od zakupu, oczywiście paragon zdążyłam wyrzucić (no bo, jak to, kapcie się popsują?). Mam ciepłe i - mam nadzieję trwałe - buty na zimę ale już nie kocham zwierzątek, jestem zimną suką bo buty, które wybrałam są wykonane.. ze skóry naturalnej. Mogę się tłumaczyć natychmiastową potrzebą, małym rozmiarem, bardziej puszystym ociepleniem (bo ja na prawdę marznę i potrzebuję ciepłych butów) i chęcią przełamania wszechobecnej szaro-czarnej kolorystyki zimowego odzienia. Ostatecznie i tak będę tą złą bo mając do wyboru dwie opcje wybrałam tą ze skóry. Tak oto kochająca zwierzęta dziewczyna stała się wyrachowaną i egoistyczną damą dla której własna wygoda jest ważniejsza od jakiegoś zwierzęcia.


Potem poszłam jeszcze do sklepu ogólnobudowlanego pozachwycać się... zasłonami. Uwielbiam oglądać i macać wystawione próbniki. Niektóre były zaskakująco miękkie i gładkie w dotyku, a inne jakieś szorstkie i rzadko tkane. Wspomnę tylko, że przyciągnęło mnie do sklepu... puszyste futerko (dywanik) wyeksponowane zaraz przy wejściu do sklepu. Proszę, powiedzcie, że nie jestem jedyną, która weszła do sklepu tylko w celu sprawdzenia, czy to prawdziwe i jak się dotyka... Nie kupiłam niczego. Podobały mi się lampy, cieszę się, ze nie musiałam żadnej kupować bo chyba nie potrafiłabym się zdecydować;p


W międzyczasie odwiedziłam pewien mniej znany fast food, niestety najfajniejsze były tam amerykańskie dekoracje na białej, ceglanej scianie bo samo jedzenie już niefajne (w pieczonych ziemniakach miałam kawałek czarny i jeden zieleniejący - odłożyłam je). Rozumiem, że pewnie mrożonka, że szybko (tylko 15 minut;p) ale mogli to wyjąć. Dziękujcie, że nie zrobiłam zdjęcia i nie każe wam tego oglądać;p Może kiedyś wróciłabym na coś jeszcze, a tak moja noga już tam nie postanie. Ładne ściany mieli:D Edit: na drugi dzień koszmarnie bolał mnie brzuch, nie wiem, czy to wina tych konkretnych frytek bo jadłam też inne rzeczy ale NIGDY więcej tam nie przyjdę. Żałuję, że nie wybrałam czegoś znanego i pewnego, głupia skusiłam się ładnymi fotelikami. Dodałam opinię, chociaż zazwyczaj tego nie robię.

Strony