O szarości słów kilka



Myślisz, że świat jest czarno biały, generalnie ludzie myślą, że wszystko jest proste. Ludzi najłatwiej jest podzielić na dwie grupy zdrową wiodącą szczęśliwe życie, dla których depresja i samobójstwa są najwyżej ciekawym  motywem w filmach oraz grupę ludzi chorych, którzy maja myśli samobójcze, leczą się psychiatrycznie i biorą leki. 

Tymczasem istnieje sobie, gdzieś po środku, ogromna grupa ludzi, którzy mają jakieś problemy ale sobie z nimi radzą, którzy maja jakieś predyspozycje ale nie dają one o sobie znać. Nie leczą się ani nie korzystają z opieki bo nie wpisują się w listę objawów nie myśla o zakończeniu swojego zycia ani nie leżą całymi dniami w łóżku. Wiodą z pozoru normalne życie nie zdając sobie sprawy, jak cienka i niewidzialna bywa granica między zdrowiem a chorobą. Ludzie różnią się tolerancją na różne bodźce i problemy. Gdybyśmy zamienili się miejscami, gdybym dała Ci moje problemy to mógłbyś sobie nie poradzić a ja mogłabym nie udźwignąć Twoich chociaż obiektywnie rzecz biorąc nie byłyby one takie trudne. Tu nie chodzi o ciężar ale o indywidualne predyspozycje i różnice dotyczące wcześniejszych doświadczeń i sposobów radzenia sobie. Co może predysponować do depresji? Strata kogoś bliskiego, trudne dzieciństwo, wszelkie nie-psychiczne choroby przewlekłe (np. stwardnienie rozsiane, nowotwory, stany zapalne stawów, nawracające migreny, choroby powodujące ból) ale także stresująca praca, długi czy przeprowadzka. Są to rzeczy z którymi jakoś sobie radzimy ale stanowią spore obciążenie i – znacie powiedzenie o kropli, która przepełniła kielich – mogą wepchnąć zwykłych i zdrowych (psychicznie) ludzi do grupy chorej.
Dlaczego tego tematu się unika? Są dwa powody. Pierwszy jest taki, ze temat depresji i samobójstw jest bardzo ciężki i trudny. Tego nie chce się wywlekać na światło dzienne, o tym lepiej nie mówić  i lepiej schować jak stara maskotkę z Unikają go nawet psychologowie i pedagodzy szkolni, a szkoda bo profilaktyka i świadomość leży.  Tematu depresji unika się nawet… na studiach psychologicznych.  Ten temat nigdy nie został omówiony jakoś głębiej ani szerzej, informacje zostały ograniczone do działania leków psychotropowych w mózgu (receptory, neuroprzekaźniki…) oraz przy okazji omawiania ICD10 oraz DSM4 (lista chorób wraz z objawami i numeracją). Pamiętam, że nawet prowadzący zajęcia nie potrafił mi jednoznacznie powiedzieć jak zachować się w sytuacji, gdy zauważymy u kogoś znajomego niepokojące sygnały (,które w rzeczywistości są wołaniem o pomoc). Więcej na ten temat dowiedziałam się dopiero po studiach szukając informacji we własnym zakresie i słuchając historii znajomych.  Dlaczego tak drążę ten temat? Bo znałam kiedyś kogoś, kto pewnego dnia zniknął. Nie byliśmy nikim sobie bliskim ale wciąż pamiętam. Bo ktoś mi o tym przypomniał w zwykłej rozmowie jakich tysiące. Jakby wręczył mi wiadro węgla lub plecak kamieni.
Drugim powodem pomijania tematu, zwłaszcza samobójstw, jest wszechobecny  w mediach, filmach, piosenkach, sztuce i twórczości temat śmierci, umierania smutku. Dodatkowe skupianie się na temacie i wałkowanie go w ramach jakiś zajęć czy warsztatów profilaktycznych może wywołać efekt odwrotny do zamierzonego, może kogoś zainspirowac, podsunąć mu pomysł, na który normalnie by nie wpadł, może sprawić, że czarne i przytłaczające mysli nabiorą realnego i niebezpiecznego kształtu. Efekt Wertera  - Cierpienia młodego Wertera to opowieść o smutkach nieszczęśliwie zakochanego młodzieńca, który postanawia pożegnać się z życiem. Po publikacji tej krótkiej noweli media doniosły o fali samobójstw. To poważne zagrożenie związane z nadmiernym wykorzystywaniem motywu śmierci. Działa to podobnie do blogów anorektyczek, które dzielą się „stylem życia” i przyciągają młode dziewczyny niczym ogień ćmy. Nie, nie mówię aby wyrzucić lub ocenzurować motywy śmierci i smutku ze sztuki, literatury, muzyki czy mediów (no dobrze, wiadomości moglyby serwować nam bardziej zrównoważone informacjie z róznych dziedzin a nie komasacje wypadków, morderstw, pożarów i polityki ale jaka byłaby wtedy oglądalność…?). Smutne dzieła są potrzebne, pomagają uzewnętrzniać i nazywać emocje oraz radzić sobie z nimi. Sama lubię sobie czasem posłuchać smutnych piosenek, wypłakać się i wrócić do swoich zajęć. W ogóle wszelkiego rodzaju twórczość jest najłatwiejszą droga do oczyszczenia się z negatywnych emocji, po prostu uważajcie. Publikując swoją twórczość w Internecie zawsze miej gdzieś z tył głowy świadomość, że odbiorca Twoich treści może być każdy. Może wejść tez tam osoba, która się waha, jest na granicy pomiędzy „zdrowiem” a „chorobą”. Czy nie zrobisz jej krzywdy i nie wciągniesz na ciemna stronę mocy…? Może, gdy (Twoje) emocje już opadną warto daną treść skasować, zmienić albo opatrzyć stosownym komentarzem, jakimś telefonem zaufania lub podlinkować strony, gdzie można uzyskać pomoc?
Edit: Ten tekst powstał, gdy rozstałem się z dziewczyną. Nie próbujcie tego w domu.
Edit: Ten film został przeze mnie nagrany gdy znajdowałam się w jednym z najgorszych momentów w moim życiu. Dzisiaj jest już lepiej. Jeśli Ty wciąż myślisz w ten sposób co ja sprawdź, czy nie potrzebujesz pomocy.
Edit: Ten blog powstał, gdy zaczynałam odchudzanie. Tak naprawdę był to początek anoreksji. Na początku cieszyłam się, że chudnę ale z czasem przestałam nad tym panować. Gdybym mogła cofnąć czas nie wdepnęłabym w to gówno. Zostawiam ku przestrodze.
Edit: To tylko zdjęcie, nikomu nic się nie stało. Za wspaniała i realistyczną charakteryzacje dziękuję Kasi. Jeśli chcecie zobaczyć, jak powstają sztuczne rany zajrzyjcie na jej bloga <3
Edit: Skopiuj lub wymyśl własny opis.

Istnieje jeden niezwykle prosty jak i skuteczny sposób  na obronienie się przed przedostaniem się z grupy ryzyka do grypy wymagającej profesjonalnej pomocy i leków. Najlepsza profilaktyka to… słuchanie głosu własnego serca i podążanie za nim. To znaczy rób w życiu to, co lubisz, to znaczy miej hobby, coś co Cię uspokaja i relaksuje. Nawet jeśli wydaje się to głupie i bezsensowne, nawet jeśli twarde życie każe Ci zająć się czymś bardziej dochodowym, jeśli zmuszasz się do pracy, której nie cierpisz, nawet jeśli ludzie śmieją się i mówią, że pracownik fabryki nie powinien robić kolorowych szalików na drutach, a poważna pani z biura marzyć o własnych kurach. Tym bardziej to rób, nawet jeśli możesz poświęcić na to tylko 10 minut dziennie. Tym bardziej przeznacz ten czas dla siebie teraz już wiesz, jaki jest ważny więc nie miej wyrzutów sumienia, nie patrz na karierę, inne obowiązki czy dzieci. To jest Twoje 10 minut ważna dla Ciebie i Twojego zdrowia oraz, pośrednio, dla Twoich bliskich. Dzięki dbaniu o siebie nie tylko staniesz się szczęśliwszy, spełniony i zintegrowany wewnętrznie ale też będziesz dawać szczęście innym. Twoi bliscy będą Ci wdzięczni gdy zamiast marudzeniem przywitasz ich uśmiecham lub, czasem,  zmianą tematu jednak nie będzie to sztuczne ani wymuszone. Realizuj się, bądź twórczy. Nie chcę mówić, że jeśli tego nie zrobisz to zapadniesz na depresję albo zrobisz sobie krzywdę ale – to pewne – zgnijesz za życia. Staniesz się zgorzkniały, zrzędliwy i nieuprzejmy dla siebie i dla innych. To typowy objaw minięcia się z powołaniem, zgubienia własnej drogi i zakopywania swoich talentów pod warstwą logiki, strachu przed tym, co powiedzą inni, wstydu i zwątpienia.  Unikaj używek, one nie dadzą ci tego czegoś, czego szukasz chociaż możesz mieć wrażenie że pomaga.  Na dłuższa metę – nie.  Słuchaj szeptu swojego serca i podążaj za nim nawet jeśli wydaje Ci się to głupie. Jeśli nie wiesz, co to jest to próbuj różnych rzeczy. Gdy robię to, co kocham, to czuję się jakbym unosiła się metr nad ziemią i jestem szczęśliwa. Bez żadnego alkoholu ani innych dopalaczy. Po prostu jestem szczęśliwa. Więc proszę, rób to, co dyktuje Ci serce.
Czy ja jestem w grupie ryzyka? Tak. Mam za sobą różne przykre doświadczenie, straty i choroby. Żadne z tych doświadczeń nie jest niczym szczególnie strasznym ale zebrane razem do kupy tworzą plecak pełen kamieni, który codziennie ze sobą noszę. Spokojnie nie byłam nigdy dręczona, gwałcona ani nie uległam żadnemu poważnemu wypadkowi ani nie chorowałam na raka ani żadna chorobę psychiczną. W domu wszyscy zdrowi. Jeśli spodziewałeś się, że uraczę Cię swoją wzruszającą historią przykro mi ale nie. To zwykły i nudny wór codziennych trosk i zmartwień, jaki ma każdy z nas. Nie wiem, ile kamieni jestem wstanie unieść który będzie tym „o jednym za dużo”. Ty tez tego nie wiesz. Wiesz za to, jak dbać o siebie i swój dobrobyt. Gdy znajdziesz swoja drogę i sposób na szczęście i relaks kamienie nie znikną ale staną się lżejsze i pożyteczne, posłużą już nie jako obciążenie ale jako doświadczenie, które można wykorzystać i podzielić się nim. Bo gdy jedziemy na wakacje to nie kładziemy do walizki kamieni tylko ubrania, kosmetyki, jedzenie, laptopa i inne rzeczy, których będziemy potrzebować chociaż  bywają one ciężkie;)
Dlatego nie godzę się na nieuczciwą pracę, pozowanie do zdjęć pornograficznych, związki, które nie dają mi radości ani na kłamstwa i fałszywych znajomych.  Nie słucham złotych rad, które nie przystają do mojego życia i charakteru chociaż logicznie wydają się uzasadnione. A jeśli słucham to szybko tego żałuję i zamiast szczęścia dostaje kolejny kamień do plecaka. Co wtedy?  „Coś dla ciebie, koziołeczku, ta zabawa nie jest zdrowa. Idź, ty lepiej szukać swego Pacanowa”.

Tak, ukończyłam psychologię. Mam śliczny dyplom ale nie jestem psychologiem, psychoterapeutą ani psychiatrą (!). Studia to dopiero podstawa teoretyczna pod dalszą edukację i praktyki. Nie mam żadnego doświadczenia ani wiedzy praktycznej. Studia tego nie dają a ja, co widać po mojej aktywności w Internecie, poszłam w zupełnie inna stronę.  Nie kierujcie do mnie swoich problemów bo – pomimo szczerych chęci – nie jestem w stanie pomóc (zwłaszcza na odległość, nie widząc Cię ani nie znając twojego otoczenia i historii) ani nie powiem niczego, czego nie powiedziałby ci znajomy czy inny obcy z Internetu.

Strony