Jak nie zostać prostytutką i silikony w kremach


Czas na kartkę z pamiętnika:) Będzie o kremach do twarzy, silikonach, szamponach oraz o tym, jak nie zostać prostytutką. Zdaję sobie sprawę, że poruszam temat rzekę ale mimo wszystko chciałabym podzielić się z Wami pewną historią.

Podczas studiów pracowałam na zlecenia w różnych dziedzinach trochę tu, trochę tam. Czasem stałam w sklepach jako hostessa, wiecie zapraszamy na promocje czekoladek, kup dwie, dostaniesz trzecią gratis. Lubię słodycze (wiem, że są niezdrowe..) i nie miałam problemu z ich reklamowaniem. Chętnie i szczerze zapraszałam do degustacji. Do czasu aż całodniowe stanie przy otwartych lodówkach w eleganckim i skromnym stroju lub poliestrowej sukieneczce klienta dało mi w kość. Zaczęłam aplikować na oferty pracy w drogeriach na promocjach kosmetyków. Reklamowałam kremy do rąk, antyperspiranty czy zestawy różnych kosmetyków określonej marki. Było miło aż nie dali mi szamponów do włosów. Powiem wam szczerze, że czułam się, jak największa oszustka gdy zachęcałam ludzi do zakupu szamponu i odzywki do włosów, których sama nie chciałabym nawet za darmo. Taka trochę prostytutka;p
  . . . .
Wkręciłam się w świadomą pielęgnację włosów, zaczęłam czytać etykiety. Wybieram szampony bez sylikonów i bez SLS, do tego odżywkę bez alcohol denat na początku składu (najlepiej wcale) lub używam olejków zamiast odżywek. No i tak stałam sobie na środku drogerii prezentując włosy do pasa uratowane zmianą pielęgnacji i promowałam włosowe fast foody, doskonale wiedząc o ich destrukcyjnym działaniu przy częstszym stosowaniu. Dlaczego producenci zalecają zawsze stosowanie odżywki do włosów z tej samej linii (co szampon)? Aby klientka nie płakała, że ma siano na głowie. Można nawet pokusić się o wnioski, że generują problem i podają jego rozwiązanie. SLS i sylikony są ok ale tylko jeśli stosujesz je świadomie i w odpowiedniej kolejności, a nie katujesz swoich włosów miksem wszystkiego przy (i po) każdym myciu. Drogeryjne szampony ładnie pachną, dobrze się pienią, mają fajną konsystencje, włosy są gładkie, błyszczące i łatwo się rozczesują. Po dłuższym użytkowaniu włosy robią się przesuszone i splątane, a ich zrozpaczona właścicielka leci po odżywkę i jeszcze po jakąś maseczkę w sprayu. Włosy wyglądają lepiej ale w gruncie rzeczy pozostają bez zmian. Ostatecznie lądują na podłodze w jakimś zakładzie fryzjerskim. A ich (była) właścicielka rozważa fryzurę "na pieska" albo nawet "na jeża", zaczynając zazdrościć zdrowego włosia swojemu pupilowi.


Następnym zgrzytem i kopniakiem w kręgosłup moralny była jakaś promocja kremów na zmarszczki. W materiałach reklamowych czytałam o nowoczesnych formułach, innowacyjnych składnikach i badaniach, w których 70-90% użytkowniczek widziało znaczną poprawę w strukturze i napięciu skóry. Nawiasem mówiąc - czy wiesz, że słowo "przeciwzmarszczkowy" oznacza, że specyfik ma działać profilaktycznie przeciw (przed) pojawieniem się zmarszczek? Zachwalanie go jako magicznego specyfiku prostującego zmarszczki to jakieś nieporozumienie i właściwa gra słów. Zazwyczaj kremy na zmarszczki przede wszystkim działają pielęgnująco i odżywiająco, nawilżają skórę, przez co może ona (ale nie musi) wyglądać pełniej; wygładzać zmarszczki - przy okazji. Wracając do pracy - gdy miałam chwilę wolną od ludzi zaczęłam czytać skład kremu, który reklamowałam, następnie, w domu  sprawdziłam skład w internecie - przewaga... sylikonów i poprawiaczy konsystencji. Skóra faktycznie wyglądała lepiej ale niech nie nazywają tego kremem przeciwzmarszczkowym o szybkim i skutecznym działaniu tylko wygładzającą bazą pod makijaż (najlepiej z adnotacją o dużej zawartości sylikonów i konieczności zmywania olejkiem/płynem dwufazowym).

Uświadomiona starałam się polecać inne kremy z serii, które miały przewagę składników nawilżających i pielęgnacyjnych (i wyższą cenę), a o tamtym, że poprawia wygląd skóry. Nie wiem, czy wiecie ale hostessa ma ścisłe zasady, których musi przestrzegać podczas pracy. Hostessie nie wolno polecać żadnych produktów innych marek niż reklamowanej firmy (możesz je polecać najwcześniej następnego dnia, gdy jesteś "ambasadorką" innej marki). Nie wolno mówić źle (szczerze) o reklamowanej marce ani wdawać się z klientami w dyskusje (pogawędki) na tematy nie związane z reklamowanym produktem (nawet jeśli osobiście uważasz, że jest on do dupy i zgadzasz się z sugestią zakupu w innym sklepie (niż ten, w którym stoisz)). Ten moment gdy klientka pyta się o czekoladki, które ma w ofercie "konkurencja" co mam je powiedzieć? Czasem w materiałach szkoleniowych znajdują się gotowe zdania i formułki, których trzeba się nauczyć na pamięć i posługiwać się nimi w rozmowie. Nie można też ucinać sobie pogawędek z hostessą obok czy pracownikami W przeciwnym razie grozi ci wywalenie z pracy (agencji rozdającej zlecenia). Dlatego proszę, nie miej pretensji do hostess, które odpowiadają na pytanie w sposób automatyczny, dziwny i głupi - nie są głupie (zazwyczaj;p) po prostu inaczej nie mogą. Pomyśl o nich raczej jak o ekspedientkach, które kończą jakaś zgrabną formułką w stylu  "czy ma już pani naszą kartę lojalnościową... a chciałaby pani założyć?"

Niech zgadnę, czytasz ten tekst i nadal szukasz tytułowej prostytutki;p Na prawdę, nie musisz pracować na zakręcie autostrady aby "sprzedać się" za pieniądze. Czasem wystarczy, że łamiesz jakieś swoje drobne zasady  w imię zysku, czym powoli zakopujesz jakąś cząstkę siebie i zmieniasz się na gorsze.

 --------------
Do poczytania :
----------------

Strony